Jestem zwolennikiem systemu proporcjonalnego w przeliczaniu głosów na mandaty.

Obecna ordynacja premiuje bardziej regiony niż partie. Zyskują na tym partie z wysokim poparciem dominując nad mniejszymi. Zyskuje też mniejszość niemiecka skupiona głównie w jednym okręgu wyborczym, gdzie kumuluje się jej poparcie wprowadzając regularnie po jednym pośle.

Stratne na tym są partie mniejsze, czego przykładem jest np. Konfederacja, która z ok. 7% poparciem zdobyła zaledwie 11/460 mandatów (2%!), po jednym w 11/41 okręgów. Na mandat nie mogą sobie również pozwolić zwolnione z progu wyborczego mniejszości żyjace w rozproszeniu terytorialnym, gdyż nie są w stanie osiągnąć odpowiedniego wyniku nawet w jednym okręgu.

Aby uczynić zadość zasadzie proporcjonalności zlikwidowałbym próg wyborczy, ale też odszedłbym od proporcjonalności w skali okręgu na skali kraju, jak ma to miejsce przy wyborach do Parlamentu Europejskiego.

W ten sposób mandaty byłyby dzielone między komitety wyborcze w oparciu o ich wyniki w skali kraju. Ustalona w ten sposób liczba mandatów danego komitetu dzielona jest na wyniki w województwach i za granicą (jeśli istnieje możliwość tworzenia list zagranicznych), a te dalej na wyniki list tego komitetu z poszczególnych okręgów w województwie. W zależności od tego, ile mandatów przypadnie na listę w okręgu – mandat poselski obejmie tylu kandydatów z najwyższymi wynikami.